piątek, 12 marca 2010

Dzień pierwszy

Wreszcie znalazłam czas i siły, żeby napisać kilka zdań o dwóch pierwszych dniach mojej podroży. Jestem odrobinę przerażona bo jeśli codziennie ma się tyle dziać to muszę zarezerwować sobie godzinę dziennie na zdawanie blogowych relacji.

Zacznę od podroży: czy to nie dobry znak, ze w samolocie LOT'u, na trasie Warszawa-Londyn podano mi do kanapki pyszne białe chilijskie wino...? Wino okazało się zapowiedzią udanej podroży, którą umilały mi, miedzy innymi, samolotowe filmy, jak "Pequena Miss Sunshine" czyli nasza "Mała Miss" - ku pokrzepieniu serc.

W samolocie Sao Paulo - Santiago musiałam wypełnić oświadczenie - "Declaracion Jurada", w którym przysięgłam, że nie wiozę ze sobą owoców, roślin, ciętych kwiatów, mąki, miodu, przypraw i wielu innych... Przypraw dla Pauliny wiozłam sporo wiec można powiedzieć ze kłamałam jak z nut.

Z autobusu odebrała mnie Paulina i jej nieoceniony przyjaciel, którego z przyczyn konspiracyjnych nazywać będę TL- Tierra Latina.



Mieszkamy w niezwykle klimatycznym Hostal Tales na uroczej Calle Concha y Torro. To magiczne miejsce prowadzi Scott - trochę tajemniczy Amerykanin, około 50 letni. Niestety w wyniku trzęsienia ziemi 27-02 większość ścian w budynku popękała a wiele z szyb - stłukło się. Hostel kosztuje około 12 $ za noc. Cena przekłada się na czystość i standard, których kiepski poziom rekompensuje jednak klimat i atmosfera.


Byłam bardzo ciekawa miasta wiec szybko wyruszyliśmy na jego podbój. Dzięki TL nie musimy siedzieć z nosem w przewodniku. TL przegonił nas po mieście wplatając miedzy kolejne uliczki i zabytki ciekawe i zgrabnie opowiadane historie, fakty i anegdoty. Aby nie uronić cennych informacji używam dyktafonu.

1 komentarz: