piątek, 4 czerwca 2010

todo lo bueno se termina rapido...

czyli: Wszystko co dobre szybko sie kończy... i tym razem nie jest inaczej.


U nas jest teraz 2 w nocy. Za nami ostatni - zupełnie szalony - dzień w Buenos Aires. Pożegnalny spacer po mieście, spotkanie z Tierra Latina i wspólne pyszne lody, kupowanie ostatnich prezentów no i najtrudniejsze czyli pakowanie. Dobrze, że Adamowi i Agacie, którzy wracali wcześniej udało się zabrać kilka naszych rzeczy bo inaczej byłoby ciężko zmieścić się w nasze małe plecaczki.
W hostelu dzisiaj jedna wielka impreza – muy buena honda.
Jutro o 9 ruszamy na lotnisko. Niestety lecimy z Paulina innymi samolotami. A szkoda bo przydało by się takich kilkanaście spokojnych godzin na podsumowanie naszej podróży… Mam nadzieje, ze znajdziemy na to kiedyś czas.
Odnośnie bloga to nie udało mi się nadrobić zaległości wynikajacych z 3 tygodniowego odcięcia od cywilizacji w czasie rejsu… Ale sobie i Wam obiecuje wszystko na spokojnie opisać z Borowca. Od poniedziałku, codziennie będzie się pojawiał nowy wpis – zaglądajcie zatem nadal bo uwierzcie mi – najciekawsze przed Wami (a niestety już za nami)!!!
A jak skończą się opowieści z Ameryki Południowej, zaczną się opisy wrażeń z kolejnych podróży, które już tuż tuż.
Żal mi opuszczać ten magiczny kontynent ale muszę tez przyznać, że bardzo już tęsknię i na myśl o tym, że niedługo Was zobaczę, z wzruszenia ciarki przechodzą mi po plecach w rytmie muzyki, która gra w naszym cudownym hostelu.
Ostatni raz pisze do Was z Argentyny. Moje serce pęka ze smutku na myśl, ze to już koniec twj wielkiej przygody, która spłynęła na mnie tak niespodziewanie.  Moja duszę rozrywa jednak radość i miłość do poznanych miejsc, ludzi i ogromna wdzięczność dla Rodziców, Siostry, Adama i Przyjaciół, którzy mi tę podróż umożliwili, pomogli mi podjąć trudna decyzje i klepnęli w t.... na szczęście gdy wyjeżdżałam.
Ani przez chwile nie żałowałam tej decyzji ale tez jestem pewna, ze gdybym nie ruszyła w drogę nigdy bym się nie dowiedziałam ile straciłam.

Z Wami -  obserwatorami bloga - nie muszę się żegnać ale z America del Sur owszem.
Nie mowie jednak ADIÓS tylko HASTA LUEGO bo to, ze tu wrócę jest tak pewne jak to, ze w Bajo Caracoles złapanie stopa graniczy z cudem...
Zastanawiacie się o co chodzi... wyjaśnię to już w poniedziałek bo to jedna z naszych najbardziej ekstremalnych przygód.
Dziękuję wszystkim, którzy odwiedzali i będą odwiedzali "viajesdemarta" gdyż Wasza ciekawość co słychać u nas i bezczelne bezcenne komentarze były dla mnie najlepsza motywacja do pisania.
Nos vemos en Polonia.
Besos.
Marta