niedziela, 11 kwietnia 2010

Termy na Jeziorem Rupanco

Choć nasze myśli są z Wami w Polsce i trudno się zmobilizować do pisania bloga i wspominania co miłego robiłyśmy 2 tygodnie temu... mamy już tak duże zaległości, że nie możemy sobie pozwolić na większe.

Cofnę się zatem do poranka 29 marca.
Jezioro było jeszcze spowite mgła a temperatura nie zachęcała do paradowania w stroju.
Mimo to poprosiłyśmy młodego tubylca aby zawiózł nas łódka na pobliska plażę, gdzie zaraz przy brzegu można się dokopać do gorących źródeł.







Na plaży wykopanych jest kilka dziur a z nich paruje naprawdę bardzo gorąca woda.
Chłopak zabrał ze sobą łopatę, która mogłyśmy pogłębić gorący "basen".




Czyż Paula nie wygląda jak rasowa kuracjuszka ;)




Po każdych 20 minutach należy się schłodzić w lodowatym jeziorze




Po powrocie z wody w domu gospodyni czekało na nas Pastel de Choclo. Narodowe danie Chilijczyków z kukurydzy.


SMUTEK W SERCACH Z DALA OD OJCZYZNY


W sobotę o 7 rano zadzwonił budzik w mojej komórce.
2 wiadomości nieprzeczytane:
Gosia: "Słyszałaś,że zginęło 130 osób w tym Prezydent Kaczyński z zona! Samolot runął w trakcie lądowania w rocznice Katyńska :( jakaś masakra! W PL żałoba narodowa! Zginał kwiat polskiej inteligencji :( "
Nie wierze w to co czytam, czytam jeszcze raz i budzę Paulinę czytając jej również SMS od Marzenki "Prawdopodobnie zginęła para prezydencka i 85 innych osób".
Brak slow, przygniata nas do łóżek. Nie możemy się ruszyć. Jak to możliwe!!!!???
Nic nie cieszy. Tak bardzo chciałybyśmy być teraz w Polsce i moc razem z rodakami pogrążyć się w żałobie.
To niestety nie jest możliwe.
Staramy się śledzić wszystko co piszą w internecie.
Od znajomych i rodziny przychodzi pełno sms'ów.
Mój Adam - który żegluje teraz w Chorwacji - na pytanie czy już wie o tragedii pisze: "wczoraj nam spadła bandera polska - spadła, sama spadła. I od rana do polowy spuszczona wisiała. Jakbyśmy mieli żałobę. I mamy :( "
W Chile dzienniki TV poświęcają naszej tragedii dużo czasu. Mogliby więcej powiedzieć o samym Katyniu ale może w gazetach napiszą szerzej. Niestety jesteśmy na takim odludziu, ze nawet nie ma gazety.
Może w poniedziałek uda nam się kupić.
Na tym odludziu spotkałyśmy dzisiaj na ulicy Polaka - pierwszego od bardzo dawna. Pierwsze o co pyta to czy słyszałyśmy o tragedii. Niestety spieszy się - łapie stopa i nie ma czasu na wspólna refleksje.