wtorek, 1 czerwca 2010

technika nas zawiodla ;(

W Coyhaique obejrzałyśmy jeszcze Cara del Indio, czyli miejsce, w którym skały tworzą kształt przypominający twarz Indianina, wybrałyśmy się stopem do pobliskiego miasteczka, do którego miał nas podwieźć listonosz. Przez 40 minut drogi gniotłyśmy sie z Paula na siedzeniu pasażera bo samochód nie miał siedzeń z tylu. Musiałyśmy jednak wyglądać na zadowolone, bo pan listonosz zaproponował nam, ze gdy będzie za 2 godziny wracał tą samą drogą, zabierze nas ze sobą. Wymieniliśmy się telefonami i bez problemu znaleźliśmy w małym miasteczku. W drogę powrotna wybrałam podróż z paczkami i listami z tylu samochodu zamiast Pauliny kolan :)
Zastanawiacie sie pewnie gdzie fotograficzna relacja z tych zdarzen... i tutaj wlasnie zawiodla nas technika i skrzywdzily zlosliwe wirusy, ktore zainfekowaly i popsuly nasza karte pamieci z aparatu. Na szczescie zdazylam z niej przegrac okolo 700 zdjec - przepadlo tylko ok 300 [okolo 3 dni podrozy]. Mamy nadzieje, ze jakis madry informatyk odzyska je dla nas w PL i bede mogla Wam pokazac to o czym teraz moge tylko napisac.
Z ciekawych rzeczy w Coyhaique - kupiłam tam sobie śliczną czapkę z owczej wełny, która zrobiła zupełnie niewidoma starsza pani. Gorro [czapka] pojawi się wkrótce na zdjęciach...
Coyhaique opuściłyśmy rankiem 15 kwietnia autobusem, który miał nas szczęśliwie dowieźć do Puerto Tranquilo. Droga [słynna Carretera Austral] wiodła przez malownicze góry i nie była bynajmniej asfaltowa, do czego zaczęłyśmy się już przyzwyczajać.
Na tej mapie niebieską linią zaznaczone jest jak biegnie Ruta Austral przez swoje 1240 km - od  Puerto Montt do Villa O´Higgins.



Kierowca jechał jak szalony i dzięki tej brawurowej jeździe przypomniało mi się, ze cierpię na chorobę lokomocyjna.
Mam ogromna ochotę pisać dalej, ale drugi komputer w naszym hostelu się zepsuł i do tego, który ja okupuję stoi już kolejka, wiec muszę kończyć. Jutro nastąpi ciąg dalszy.