sobota, 20 marca 2010

Valparaiso czyli "rajska dolina"

W niedziele - 14 marca wybrałyśmy się do Valparaiso - okuło 1,5 h drogi autobusem od Santiago..
To portowe miasto w środkowym Chile u podnóża Andów, nad Oceanem Spokojnym mieści się na 50 wzgórzach. Nie trudno było zatem przewidzieć, ze trafimy do niezwykle malowniczego miejsca.
Może, abyście nie zapomnieli o mojej sympatii do zwierząt, opowieść o tej wycieczce zacznę od zdjęcia kota, który relaksuje się na ławce dworca autobusowego w Valparaiso.





W każdym dużym mieście jest targ. Wszystkie są podobne ale każdy ma inny klimat. To właśnie na targu robi się najpiękniejsze zdjęcia.







Kierując się sugestiami przewodnika Lonely Planet poszłyśmy na lunch do knajpy nad targiem o wdzięcznej nazwie "El Rincon de Pancho".



Ciekawym zjawiskiem w Chile są tzw TAXI COLECTIVOS. To taksówki, które maja określona trasę [umieszczona na dachu]. Ruszają z miejsca dopiero gdy zbierze się odpowiednia liczba pasażerów lub dobierają po drodze machających na nie ludzi.




Poruszanie się po górzystym mieście ułatwiają "ascensores" - naziemne kolejki liniowe. Niestety przez niedawne trzęsienie ziemi wiele z nich jest nieczynnych no i trzeba sie gramolić po schodach...




Pierwszym wzgórzem, na które dotarłyśmy, było Cerro Bellavista.



Autochtoni z Cerro Bellavista:




"Otwieraj. nie bój się, my Polacy..."




Zwiedziłyśmy tez "La Sebastiana¨" -  dom chilijskiego noblisty - Pabla Nerudy. Czteropiętrowy budynek zachwycił nas architektura, pomysłowymi rozwiązaniami, meblami i zgromadzonymi dziełami sztuki. Niestety można było robić tylko zdjęcia prze okna, a zatem piękne wnętrza pozostaną małą tajemnica.






Autoportret turystek:




Winda na następne wzgórze - Cerro Artillería - na szczęście działała. Wpuścił nas do niej psiak podobny do naszego Lapsusa.


Vista de Cerro Artillería:




To na tym wzgórzu przyjaznym: "Wy z Mazowsza???" zaczepili nas pierwsi Polacy, których spotkałyśmy w czasie naszej podróży. Macie adres mojego bloga wiec pòzdrawiamy Was ciepło z coraz zimniejszej Argentyny :)




Skusiłyśmy się też na mały rejs po zatoce. Kochanie, było PRAWIE tak fajnie jak na rejsie z Tobą ;) A kapitan prawie taki przystojny jak Ty... - to ten poniżej?  ;) ( przyp red.)




Na platformach wylęgują się lwy morskie, które bez problemu wyskakują z wody na wysokość 2-3 metrów.




Zeglarki w nieco wonnych kapokach:



Wśród podróżujacych nie mogło zabraknąć czworonoga, który przytulał się do wszystkich turystów.




                                     
Señorita Paulina opuszcza jacht...







A teraz kilka scen "z życia Valparaiso".

Młodzież na Cerro Concepción:



Ciąg dalszy nastąpi, bo muszę ustąpić komputer innym hostelowiczom...


Jestem już z powrotem. Nastrój w Hostelu Babel w San Martin de los Andes bardzo imprezowy. Argentynczycy obalają trzecia butelkę wina grając w pokera a Słowacy i Czesi od trzech godzin jedzą i rozśmieszają nas swoimi cudnymi językami.
Wracając jednak do Valparaiso, na Cerro Concepción...

Valparaiska księżniczka:



Zdjęcie bardzo "sytuacyjne" - pies przegania gołębie łase na jego obiad, który przyniosła mu zaprzyjaźniona staruszka:




Stylowa buda prosto z Japonii:




A wydawał się taki łagodny...






Psina z Cerro Alegre:



Barbecue w ciemnej uliczce Cerro Alegre:




Kto pyta nie bladzi...



Wygłodniałe po górskiej wspinaczce trafiłyśmy do Pizzeri Allegretto na Cerro Concepción. Składniki pizzy skomponowała Pysia. Taka pyszna pizze ostatni raz jadłam w Toskanii.




Przed pizzeria kwitnie zycie towarzyskie:




A nad pizzeria trwa impreza:



Wesoła rodzina przy sąsiednim stoliku:




Iście piłkarskie emocje!!!




Valparaiso nie jest zadbanym i dopieszczonym miastem. Niektóre dzielnice są wręcz zdewastowane. Brud i nędza są jednak w wielu miejscach skutecznie przykryte pięknymi malowidłami naściennymi. Zapraszam do obejrzenia graffiti, które przykuły moja uwagę:






Śliczna dzieweczka z przaśnymi muzykami :)









Wydaje mi się ze to graffiti jest zainspirowane takim znanym zdjęciem...












Na dworcu, gdy czekałyśmy na powrotny autobus, ten Pan bardzo chciał nam sprzedać swoje rękodzieła:




Niestety byłyśmy już spłukane do tego stopnia, ze musiałam poprosić chłopaka, któremu dobrze z oczu patrzyło, aby nas wspomógł 200 pesos, co stanowi równowartość 1,08 pln. .. Takiej kwoty brakowało nam na metro z dworca w Santiago do hostelu. Kierowca autobusu wysadził nas przy pierwszej stacji metra Santiago abyśmy zdążyły na ostatnie metro. Nie wiedziałyśmy wtedy, ze światło, które zgasło tuz przed naszym odjazdem na dworcu w Valparaiso, zgaslo również w jednej trzeciej Chile w skutek ogromnej awarii prądu...i metro nie działało. Nasz autobus z Valparaiso stal jeszcze na światłach i jechał w stronę centrum miasta skąd mogłybyśmy ostatecznie wziąć taxi na które nie miałyśmy pieniędzy.... i chciałyśmy do niego wrócić ale pech chciał, ze tuz obok stał wóz policyjny. Podbiegłam wiec do niego prosząc policjantów aby pozwolili nam przez wielopasmowa ulice wrócić do autobusu. Carabinierii postanowili oszczędzić nam takich akrobacji i zaproponowali, ze odwiozą nas do hostelu.




Przyjemnym pogaduszkom nie bylo końca... Ze znanych Polakow pamiętali: Walese, Jana Pawla II i Polańskiego ;) Panowie odstawili nas pod same drzwi, a w nagrodę odznaczyłyśmy ich "orderem koguta" czyli broszkami, które właśnie na takie okazje przywiozłyśmy z PL.




Na następny dzień rano wyruszyłyśmy autobusem do Mendozy w Argentynie.... ale o tym napisze jutro.