środa, 9 czerwca 2010

Jaskinia rąk - czyli rysunki sprzed 13 000 lat!!!


18 kwietnia rano - w niezbyt rześkiej kondycji - żegnamy Braci Belgów i ruszyłyśmy piaszczystą drogę w stronę Cueva de las Manos. Właściciel hotelu - gburowaty grubas w rozpiętej koszuli ofiarował nam transport za 200 pesos [ok 200 pln]. Na nasz pomysł udania się tam stopem stwierdził, że właściwie nie mamy szans bo skończył się sezon turystyczny więc ruch samochodowy zamarł. Postanowiłyśmy spróbować zachęcone autostopowym fuksem dnia poprzedniego.
Idziemy więc drogę w stronę wielkiego nic...idziemy tak około 10 min i nagle z przeciwka jedzie samochód... mija nas i po chwili zawraca. Machamy więc radośnie i... samochód się zatrzymuje :) !!! 
Ze ślicznej Toyotki wysiada dwóch Brazylijczyków, którzy od razu zadają pytanie: "Dziewczyny, co wy robicie na tym odludziu". Oczywiste jest, ze jedyną rzeczą, która mogła nas tu zwabić są niesamowite ręce odciśnięte na skałach.
Z tego samego powodu są tu Brazylijscy przyjaciele - sąsiedzi Ramon i Urbano. Młodszy jest właścicielem dużej firmy reklamowej a starszy, Hiszpan z pochodzenia,  przez wiele lat pracował jako chemik w dużych korporacjach jak Unilever. Poznali się gdy kilka lat temu zamieszkali obok a ich dzieci [w moim wieku] zaprzyjaźniły się. Zgodnie stwierdzili, że gdyby wiedzieli, że ich córki łapią same stopa w takim miejscu, umarliby ze strachu.
Panowie nie mają tak naprawdę miejsca żeby nas zabrać ale nie wyobrażają też sobie zostawić nas na środku pampy. Mamy zatem kolejny raz szczęście - tym razem wydaje się ono jeszcze większe, gdyż Toyotka przyjechała z Perito Moreno a zjazd na Hueva de las Manos jest przed Bajo Caracoles. Los jednak chciał że prowadzący Urbano przejechał zjazd i dzięki temu zawracając po chwili natknął się na nas na drodze.
Panowie poprzedniego dnia zawitali do Bajo Caracoles i jedynego w miasteczku HOTELU [tego, w którym my jadłyśmy kolacje] jednak widok brzuchatych panów rżnących w kości i ogólna aura lokalu wystraszyła i zniechęciła ich na tyle skutecznie, że postanowili zawrócić około 140 kilometrów wyboista droga do Perito Moreno i tam spędzić noc.
Po około 45 minutach przemiłej jazdy w czasie której mamy okazję na prawdę sporo się o sobie na wzajem dowiedzieć, docieramy na miejsce. Jesteśmy jedynymi turystami chcącymi w tym czasie odwiedzić jaskinie a mimo to musimy poczekać aż będzie pełna godzina = przewodniczka skończy grac w kości z kolegami przewodnikami.
Ja w tym czasie zaprzyjaźniam się z małymi gatitos, które mieszkają w schronisku.






 


"Podróżni odwiedzali to miejsce już od połowy XIX w. - z tego okresu pochodzą pierwsze opisy jaskini. Dopiero jednak w 1964 r. została ona na dobrą sprawę odkryta dla świata przez profesora archeologii Carlosa Gradina, który przez kilka lat prowadził tu badania. Co ciekawe, Gradin nie chciał ujawniać swego odkrycia, obawiając się że "współcześni barbarzyńcy" szybko i sprawnie rozprawią się z tym, czego nie pokonał ani czas, ani przyroda. Na szczęście jego przewidywania się nie sprawdziły - w 1999 r. Jaskinia Rąk znalazła się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO" [Gazeta Wyborcza"]


 


Ściany jaskini pokrywają malowidła przedstawiające naturalnych rozmiarów ludzkie dłonie.
Tak naprawdę "łapki" znajduję się nie tylko w jaskini lecz przede wszystkim na ścianach kanionu, którym się do niej dociera. Zwiedzając spaceruje się ścieżką wzdłuż skalnego klifu.








To najgęściej "załapkowane" [no bo przecież nie "zaręczone"] miejsce - zdjęcia tej skały pokazywane są we wszystkich przewodnikach i na pocztówkach.
Prawie wszystkie z ponad ośmiuset rysunków zachodzą na siebie, tworząc wielokolorową mozaikę.




Według mnie malowidła robią wrażenie jakby poprzedniego dnia wykonała je z radością grupa wyrośniętych przedszkolaków.
Rysunki skalne można znaleźć w wielu miejscach prowincji Santa Cruz, ale te w Jaskini Rąk należą do najciekawszych.


 


"Te kaski uratują nas jeśli ta skała na nas zaraz spadnie" - żartował Urbano... ;)








Na ścianach "zobaczymy także zwierzęta - głównie powszechnie spotykane i dzisiaj guanaco (gatunek lamy), sceny polowań i ludzkie figury. Malowidła powstawały w okresie 9,5-13 tys. lat temu i uważane są za jeden z najstarszych śladów obecności człowieka w Południowej Ameryce" [Gazeta Wyborcza].




"Godna podziwu jest trwałość malunków, kolory oraz pomysłowość wykonania. Prehistoryczni artyści użyli barwników mineralnych, uzyskując różne odcienie czerwieni, fioletu, żółci, bieli i czerni. Farbę rozpylali na ścianę za pomocą kościanych rurek, uprzednio zasłaniając ją własnymi dłońmi, które w tym wypadku służyły jako żywe matryce" [Gazeta Wyborcza].
Nasza przewodniczka opowiadała, że farby poza minerałami tworzono również z moczu, jagód i innych owoców o intensywnych kolorach.
Na skałach pojawiają się najczęściej lewe dłonie - być może dlatego, że prawą wygodniej było rozpryskiwać farbę. Istnieje też teoria, że barwniki rozpylane były poprzez wypluwanie ich pod napięciem.
Co ciekawe naukowcy w żaden sposób nie starają się impregnować malowideł - boją się, że mogliby osiągnąć przeciwny skutek. Miejmy nadzieję, że skoro przetrwały tyle tysięcy lat to przetrwają jeszcze kilka następnych wieków...



W zwiedzaniu Jaskini imponujące są nie tylko obrazki ale i sama okolica.
"Jaskinia jest schowana przed ludzkim okiem w głębokim kanionie rzeki Pintura, która ciurka na jego dnie. Rzeczka wydaje się niewielka w porównaniu z szeroką obramowaną prawie pionowymi ścianami podłużną szczeliną. Takie widoki są rzadkie w raczej płaskim krajobrazie pampy.

Miejsce to jest źródłem ważnych informacji o życiu pierwszych mieszkańców Patagonii, o których wciąż niewiele wiadomo. Nomadzi, przemierzający szerokie przestrzenie pampy, polowali na guanaco i strusie, czasem udało się im złowić groźną pumę (dowód w postaci odbitej kociej łapy zobaczymy na skalnej ścianie). Posługiwali się bronią, potrafili wykorzystywać naturalne walory terenu i nie tylko zabijać, ale i zwabiać zwierzęta w pułapkę kanionu. Prawdopodobnie to oni byli przodkami Indian Tehuelche, którzy jeszcze w XIX w. zamieszkiwali te tereny, zanim nie zniszczyły ich choroby przywleczone tu przez białych ludzi (ostatni Tehuelche umarł w 1960 r.).

Jaskinia Rąk wciąż rodzi wiele pytań, na które prawdopodobnie nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, np. dlaczego właśnie ręce były głównym motywem rysunków? Może był to rodzaj rytuału związanego z przejściem z wieku młodzieńczego w dorosłość (większość odcisków dłoni pochodzi od osób młodych)? Kanion rzeki Pintura mógł być też dla wędrownych ludów miejscem świętym, punktem rozpoznawczym na trasach ich wędrówek - patagońskie bezdroża wciąż kryją wiele niespodzianek" [Gazeta Wyborcza].








Cała czwórka zgodnie stwierdziła, że warto było przyjechać na ten koniec świata aby zobaczyć ślady po naszych przodkach sprzed 13000 lat.




Szkoda, że Ci mili sąsiedzi nie jechali dalej w tą stronę co my. Ich wakacje dobiegały końca i zaczynali już wracać do Brazylii. Zanim odwieźli nas do bajo Caracoles wymieniliśmy się mailami i adresami o obiecałyśmy kiedyś wpaść na kolację do Sao Paulo.

3 komentarze:

  1. tak tylko sprawdzam czy można komentować bo coś cichutko jest ostatnio :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie... za około miesiąc tam będziemy :) Dzięki za info! Ile wejście kosztowało? Można tam stopem dojechać?

    OdpowiedzUsuń